dla odmiany dzisiaj wypadło nam z Homikiem malowanie farbami.
plakatowymi. w sumie trudno powiedzieć jak było, bo co prawda kartka
zamalowana, prawie dokumentnie, ale zamalowane też były ręce - po obydwu
stronach, stolik, czoło, nos itd. próbował też przelewać wodę do
maczania pędzelka do słoiczków z farbami, ale to w sumie można było
przewidzieć... ale to wszystko nic. bowiem przy drugiej kartce na
sztalugach, Homika dopadł kreatywny szał i zaczął drzeć mokrą kartkę na
strzępy. to jednak wciąż nie wszystko! w akcie artystycznego
samospełnienia Homicek demontracyjnie zaczął na koniec smarkać nos w
resztki swojego dzieła.
czy jest więc Homik zakompleksionym artystą świadomym marności swoich
tworów, czy też może niezrozumianym geniuszem nowego pokolenia...?
:>
niestety odpowiedź jest banalnie prosta. miał gila w nosie i po
nieskutecznych próbach wydmuchania kichawki w mokrą kartkę z drukarki,
zażądał kawałka normalnej srajtaśmy. na tym artystyczna część się
zakończyła.
potem jeszcze robiliśmy sok z marchewki i buraków. było fajnie, tylko
raz zacięła się sokowirówka i nawet obyło się bez plam na ciuchach.
na tym kończę relację z występów pt. "Homik zostaje w domu z tatą"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
dziękuję za komentarz!