26.02.2015

erupcja samodzielności

I znów, zbierał się, zbierał i sie nie mógł zebrać. No ale dziś sobie obiecał, że od tego zacznie, więc zaczyna!

Ostatni wpis skończyłem - niezauwazonym zapewne - suspensem ;) Otóż Nowy Rok (którego już w międzyczasie upłynęła 1/6ta :) ) zaczęliśmy od wizyty na SORze dziecięcego szpitala w Kielcach, ponieważ ubierając Wiewiurke na sylwestrowe ognisko zwichnąłem jej łokieć. Całe szczęście naprawa polegała na tym, że miły, zmęczony (tak na oko 60-ta godzina dyżuru) lekarz po prostu jednym fachowym ruchem jej ten bidny łokieć nastawił, no ale oczywiście większość sylwestrowego wieczoru mieliśmy zepsutą. "Nie ciagnąć dzieci za nic, nigdy" - tak też nam jeszcze powiedział. W tym miejscu jeszcze propsy dla cioci Iwony za to, że skierowała nas jednak do szpitala dziecięcego, a nie na ogólny SOR gdzie prawdopodobnie czekalibyśmy w kolejce razem z ofiarami fajerwerków i tłuczonego szkła, bo to Nowy Rok w końcu był. Poza tym jednym elementem eskapada udała się towarzysko głównie, bo akcja górska zdobywania Łysicy (612npm) zakończyła się założeniem obozu bazowego w barze z goframi i ulepieniem bałwana z resztek mokrego śniegu.


Po powrocie przystąpiliśmy z werwą do życia w Nowym Roku, między innymi udało się zorganizować obiad ze znajomymi w tzw. Trzech Króli, ale kolejna niespodzianka czyhała tuż za rogiem. Pojechałem sobie we środę na próbę, jak zwykle, po czym po kilku minutach dzwoni Mama i obwieszcza "wiesz, chyba musisz wrócić bo Wiewiurka sobie chyba złamała palce". Cytować swojej odpowiedzi nie będę, no ale chcąc nie chcąc wróciłem i pojechaliśmy na wycieczkę do szpitala Medicover, gdzie jeszcze uprzedzony wcześniej przez nas chirurg czekał na nas. Prześwietlenie nie wykazało uszkodzeń, skończyło się więc na bandażach i plasterkach. Aha, doszło do tego podczas niewinnej zabawy wózkiem na zakupy. Się wzięło i przycisneło...


Dość jednak o tych tfu tfu przygodach, nawiążmy wreszcei do tytułu. Gdyż, pod koniec roku starego pani dyrektorka przedszkola do którego chodzi Homik oznajmiła mi że zwalnia się miejsce w najmłodszej grupie, no więc może tego, te małą byśmy,,,? Przez 2,5 tygodnia się wahaliśmy i w zasadzie temat osiadł na decyzji negatywne, ale wtedy Wiewiurka oznajmiła nam że ona chce do dzieci i nie ma opcji, idzie do przedszkola. No i poszła. Oczywiście my pełni obaw, że bedzie chora, że to tylko taki słomiany zapał itd. No, nie. Z półgodzinnej adaptacji nie mogłem jej wyciągnąć i w ogóle weszła w temat bez najmniejszego problemu. Był tylko mały bump kiedy zbyt wcześnie spróbowalismy ją w przedszkolu przeleżakować, ale od tego czasu dzielnie przedszkolakuje, uczy się wierszyków i piosenek i ogólnie jest super. Co więcej, wczoraj ponownie postanowiła wziąć los we własne ręce i zażądała pościeli i leżakowania. Nie było z tym problemu tym razem, więc chyba można powiedzieć, że mamy już dwójkę dzieci w przedszkolu :D Pozwala nam to również na pewne oszczędności w wydatkach na opiekunkę :) Co więcej, mimo obaw, mała zaliczyła tylko ze 3 dni chorobowego przez ten czas. It's fukin' amazing! (odpukuję skwapliwie)

Czy pisałem już o tym że od ostatniego wpisu Wu wyszła z pieluch i robi sama siku na sedes BEZ DESKI (co bardzo ważne dla niej!)? ;) 

Jeśli chodzi o resztę rodzinki to Homik ma teraz niezłą jazdę na rysowanie i puzzle (jest na etapie 100+), potrafi jednym strzałem - wtedy kiedy z uwagi na katar zostawał z nami w domu (tak, sam, bez opieki większej potrafi się sobą zająć przez pół dnia) - ułożyć prawie wszystkie posiadane puzzle czyli łącznie ponad 500 kawałków :) A i nauczył się NIEZWYKLE wyraźnie wymawiać "sz", "rz" itp. Well done Pani Logopeda (no i ogólnie well done przedszkole 184 w warszawie!). Jest teraz w ogóle chyba taki moment, że interesują go bardzo wszelkie książeczki (na topie jest Scooby Doo, Basia i inne) i może uda nam się go (ten moment) wykorzystać, żeby gładko nauczyć choć trochę Homika czytać. No, ale zobaczymy. Tak czy siak, przedszkole Homik wykorzystuje do cna, na zabawę i naukę, chętnie śpiewa i bierze udział w róznych przedstawieniach, czego rok temu nie było (w innym przedszkolu), wierszyki też zna różne i strasznie łatwo mu wchodzą. 

W tym roku zdażyliśmy my dorośli też już zaliczyć po choróbsku, przy czym ja nawet wychorowałem się będąc u rodziców, dając szanse dziadkowi na sprawdzenie się w roli babysitttera. 

A w ostatni weekend byli w Warszawie Szoszoni - sobotę spędziliśmy u nas a niedzielę u Ostrych, i było zacnie jak zwykle. Udało się też już zasnuć jakieś wstępne plany na wakacje, jak szćzeście dopisze to gromadnie odwiedzimy Bory Tucholskie ;) Na pewno natomiast my znajdziemy się w Czarnogórze, bo za namową Adama i Marty zakupiliśmy bilety do Belgradu w ramach szalonej środy LOTu. Końcówka maja, ahoj przygodo przybywaj. Główny cel to plaże nad Adriatykiem, ale zwiedzić też się może coś uda :D

Mama natomiast ostatnio ekstremalnie dużo pracowała, starała się o dotację z Unii ale nie tylko, bo rozwija dziarsko swoje działalności i wygląda to dobrze. Ja natomiast rozwijam swoje alternatywne kompetencje, choć idzie to mozolnie i na efekty może przyjdzie nieco poczekać...pierwsze podejście w każdym razie było póki co nieudane. Grupa robocza gra, są plany, będzie się działo ;)

Obiecuję sobie że w tym roku będę się cześciej zbierać do pisania. Oby :) Do następnego razu.