no więc czasami bywa tak, że wydaje sie że
gorzej nie może być. oczywiście, że może, i to na 100tysiecy gorszych i
bardziej dobijających sposobów, ale każdy ma swoją miarę. naszą miarą w
zeszłym tygodniu był familijny glut, połączony z temperaturą i ogólną
niemocą Homika. nie dość że Homik z okropnym katarem, podwyższoną
ciepłotą, to w dodatku osłabiony tak, że sam prosił o położenie do
łóżeczka (poważnie, nigdy wcześniej tego nie było...!). rodzice dziecka
które nie zwykło z własnej woli wchodzić do łóżeczka w takiej sytuacji
trochę się martwią.
to jednak nie wszystko. dla
podgrzania atmosfery Mama (dla przypomnienia - z Vieviurką na pokładzie)
też chrychała-prychała i od poniedziałku jechała na antybiotyku, bo
bolało ją gardło, a z racji stanu nie mogła jeść ibumu, apapu i innych
medicukierków. czuła się w związku z tym okropnie i ostatnia rzecz na
jaką miała ochotę to była ekstensywna opieka nad homikiem (wstawanie 10
razy w nocy included). w charakterze lotnego wsparcia Tata wziął dwa dni
zwolnienia i zajmował się chorym stadkiem (stadkiem, bo w ramach
zachęty gluta z nosa trzeba było też wyciagać pluszowemu tygrysowi i
drewnianemu psu)
mało? no widocznie. bo we środę
Tata poszedł na Narodowy i się przeziębił, więc w czwartek po południu
był już gotowy. do położenia się do łóżka, z bólem gardła itd. Mamie i
homikowi nie poprawiło się, bynajmniej. piątek i sobota to były wobec
tego najbardziej masakryczne dni, z potrójnym gilem, bólem głów, gardeł i
innych części. masakra.
w niedziele jakby się
poprawiło, przynajmniej Homikowi. no, nie całkiem bo w poniedziałkowy
poranek pani doktur nakazała dawać mu antybiotyk z okazji brzydkiego
ucha i oskrzela. ale teraz już naprawde jakby lepiej, i Homikowi, i
Tacie i Mamie. może jakoś z tego wyjdziemy. byle do wiosny.
ps.
tak, wiem, to tylko katar i jakaś brzydka infekcja, z tego powodu się
cieszymy, bo inni mają gorzej. ale i tak nie było fajnie... byle do
wiosny.