24.08.2012

filmy z puszki. pandory....

być może popełniamy jakiś błąd? może zapewniamy homikowi za mało rozrywek? może pozwalamy na zbyt dużo albo zbyt mało "bajek"? może nie znamy odpowiedniego sposobu zakończenie oglądania...? sam już nie wiem.

w każdym razie - otworzyliśmy puszkę pandory w postaci oglądnięcia pierwszego filmu z youtube na komputerach które są w domu. jakoś tam wyszło - była chwila czasu, homik ładnie prosił no i weszła jedna bajka na lapku mamy, innego dnia następna, tym razem na komputerze taty. no i poszło.
wcześniej jednak były ostrzeżenia - babcia kiedyś nieopatrznie też puściła małemu bajke z yt i pokazywała filmiki w komórce - nic specjalnego, filmik o tym jak h wchodzi do lokomotywy w muzeum kolejnictwa. ale grunt, że coś się ruszało na ekranie, dźwięk sie wydobywał, była akcja :) doszło jednak do tego, że jak tylko bylismy u babci to od wejścia homik rozglądał się i domagał odpalenia komputera, albo chociaż filmu na komórce. "baba tu-tu". a jak nie było tu-tu to był płacz i mała złość.

no a dzisiaj wpadliśmy w tę pułapkę sami. jak tylko widać w okolicy laptopa - a widać często bo mama pracuje głównie z domu, a mnie się też zdarza - to od razu jest call for movies. słabo. dlatego, że jesli się jego próśb i nalegań nie spełnia, to nie rezygnuje łatwo. przeciwnie, potrafi nalegać przez dobre parę minut. no, ale dopóki grzecznie i łagodnie odmawiamy jakoś to idzie. gorzej jednak jest, jeśli od czasu do czasu - nie więcej niż raz dziennie - już coś zaczniemy RAZEM (to wg mnie ważne żeby nie sadzać go samego przed ekranem tylko uczestniczyć razem z nim w opowiadaniu tego co na ekranie widać) oglądać. bo skończyć oglądanie jest bardzo, bardzo trudno. wczoraj na przykład po kąpieli obejrzelismy jeden, wcześniej obiecany odcinek Thomas and friends. po zamknięciu komputera była masakra! płacz, szlochy, nieutulony żal. konsekwencja konsekwencją, ale serce się kraje. mimo prób przytulania, głaskania, zagadywania liczyło się tylko to, że nie może oglądać dalej :( na szczęście pomogła nakręcana świnka, czyli różowy, uroczy minutnik kuchenny... także god bless the pigs.

dodam tylko, że sami właściwie nie oglądamy telewizji. czasami flimiki na youtube, czasami jakiś mecz, raz w tygodniu wspólnie jakiś film. całe szczęście nie mamy nawyku no i uważamy, że telewizja nie wnosi nic wartościowego, poza tym kiedy byśmy mieli to robić? przy tym reklamy i tak atakują nas w internecie. dodatkowo, przerażający jest hipnotyczny wpływ ruchomego obrazu - czy to w TV czy w komputerze - na dziecko - nasze, czy inne. tego chyba najbardziej się obawiamy. zastanawiamy się więc czy nie odroczyć dyspensy na reglamentowane oglądanie "bajek" o jeszcze jakiś rok.

na koniec garść leksykalnych nowości: homik coraz więcej powtarza. nauczył się też wielu nowych słów. zgadniecie co to?
- kok
- koj
- ako
i inne typu pies, dziekuje, proszę też się pojawiają powoli. a, no i wreszcie chyba możemy powiedzieć, że opanowaliśmy nocnik na obydwu frontach, if you know what I mean :) ale do odpieluchowania jeszcze troszkę..

do następnego razu. pozdrawiamy.