8.05.2013

się nazbierało....

dzisiaj nasza mała dziewczynka kończy rok. bynajmniej, nie jest słodkim, ubranym na różowo ciupciulkiem. jest umorusanym, wysmarowanym piachem, farbami i brokułem raczkującym bolidem, który gromkim głosem domaga się różnych przedmiotów, głośno woła "NIAM!!!!" kiedy chce pić i wyrywa dzieciom na placu zabaw łopatki. that's our girl!!
ale ponieważ nie było mnie tu troche, to cofnijmy się o prawie miesiąc wstecz.

po pierwsze, nie udało nam się dotrwać przez ostatnie śniegi do wiosny i w połowie kwietnia dopadła nas grypa żołądkowa, czy tam coś, w każdym razie z rzyganiem i słabizną. tydzień wyjęty z życiorysu, odwołane chrzciny no i rozdaliśmy ją hojnie po rodzinie i znajomych :( no ale to już za sobą..

potem nastąpiło...dłuuugie wolne.

trzy tygodnie wolnego to świetna sprawa, zapomina się o pracy i wszystkim co jej dotyczy. o domu to nie, bo jeśli się w domu przez ten czas jest choć parę dni to i tak pranie cię dorwie. trzy tygodnie z racji mojego urlopu ojcowskiego (2) i wolnej długiej majówki (1) spędziliśmy różnorodnie i dość intensywnie. po pierwsze, ogarnęliśmy trochę w domu i garderobie, Mama posprzątała balkon, wywaliliśmy trochę niepotrzebnych ciuchów. to była przygrywka, bo w połowie pierwszego wolnego tygodnia ruszyliśmy na południe, do Wrocławia, gdzie byczyliśmy się na różnych trawnikach, placach zabaw i w knajpach w towarzystwie dobrych przyjaciół. Wrocław nieodmiennie nas zachwycił i wciąż nas kusi żeby się tam przenieść. no, ale to nieprędko raczej chyba. potem przyszła kolej na Czechy i praskie place zabaw (polecamy ten przy dolnej stacji kolejki na Petrin). Z dziećmi to raczej sie człowiek nie nazwiedza, tyle co na zewnątrz, plus drobne zaglądania do wnętrz. ale Praga jest piękna, bez dyskusji i powiedziałbym nawet że takie luźne włóczenie się daje lepszy pogląd na miasto, niż podążanie utartymi szlakami. ludzi jednak chmara, choć to przed sezonem. strach pomyśleć co się dzieje w tzw. sezonie. zamieszkiwaliśmy w hostelu na szczycie Petrina (Strachov) - zgrzebnie ale schludnie, przyzwoicie, tanio no i blisko do starówki. samo wzgórze jest piękne, kwitły akurat śliwki...cudnie. 

po dwóch dniach ruszyliśmy w czeskie Góry Stołowe, w okolicy skalnych miast w Teplicach i Adrspachu. to były miłe dwa dni spędzone w cichym zakątku w domu przy strumyku. homik mógł się wykazać we wspinaczce skalnej, wwka ulepszała swój warsztat raczkowania. sielana. standard "pod niemca", chociaż nietanio, ale za to bardzo sympatyczni gospodarze. mówili, że mamy szczęście że przyjechaliśmy przed majówką, bo od majówki ponoć zaczyna się masakryczny tłok. i fakt, większość lokali usługowych typu bary, restauracje pozamykane, dopiero szykowali się na letni nawał. potem jeszcze jeden nocleg we wrocławiu, i do domu. ostatni tydzień spędziliśmy w połowie w domu załatwiając sprawy no i wygrzebując się z tych dwóch walizek ciuchów brudnych. na koniec trzy dni na zielonej trawce u mnie w domu.

dzieciaki świetnie to wszystko zniosły, no może poza katarem przywiezionym chyba z Wrocławia. homik ogarniał wszystkie dostepne na placach zabaw (i nie tylko) zabawki, wuwka odkrywała piasek (wow, prawdziwa fascynacja!) i wypuszczała się na dłuższe eskapady, zresztą już w Warszawie nie ma zupełnie zahamowań przed łażeniem po całym placu zabaw. poza tym zaczyna wstawać przy meblach i nogach, potrenowała kiedyś wchodzenie na szerokie schody zjeżdżalni na placu zabaw i jej się spodobało. porzuciła zupełnie jedzenie kaszy i je już prawie wyłącznie to co my, oczywiście w wersji light. a, no i mówi "da", "niam", "nie", "baba", "baaabaaa" (tzn "mleko"), "mama", "tata" i coś co przypomina "antek", aaa, no i miauczy jak kotek i robi "hau hau"

homik w tym czasie zaczął normalnie mówić, śmiesznie przekręca wyrazy i czasami próbuje trudne słowa wymówić kilka razy. jest to przesłodkie i fajnie się z nim rozmawia. umie już też wspólnie śpiewać, ale przede wszystkim realizuje się jako małpka na placu zabaw. włazi WSZĘDZIE i naśladuje najchętniej starszych chłopców i potem mówi "tato a tam wchodzą tacy chłopcy duzi. antoś też wchodzi,. tylko na dach antoś nie wchodzi a chłopcy wchodzą" itp. powoli też zaczynamy wychodzić definitywnie z pieluszki, w nocy znaczy, bo nawet już umie wstać w nocy i pójść na siku. no ale to jeszcze troche.

z innych spraw to niestety w łóżku mamy permanentną inwazję i często o poranku śpimy w 5tke (z kotem jeszcze, bóg łaskaw że przychodzi tylko jeden) i niektóre noce jeszcze są słabe zwłaszcza jak jest jakiś katar albo wiewiurcza niestrawność (co przy jej diecie dość częste), ale powoli, powoli zbliżamy się do "normalnych" nocy.

a jako że idą wakacje, zaczynamy planować już letni urlop. może jakieś pomysły? albo jacyś dzieciaci chętni na wspólny wyjazd (najlepiej gdzieś nad wodę!)