14.09.2015

Uwaga, pisze się!

Miałem pisać częściej i regularniej, a tymczasem wychodzi rzadziej i kompletnie bez planu, no ale cóż, widocznie taki mój urok :)

Od końca lutego nie wydarzyło się może jakoś szczególnie dużo, ale trochę jednak tak :)

Wiewiurka zadomowiła się w przedszkolu i dzielnie radzi sobie ze wszystkimi wyzwaniami - na wczorajszej wycieczce jako najmłodszy przedszkolak podobno nie sprawiała żadnych kłopotów i wróciła bardzo zadowolona. Gada poza tym jak najęta (jak jest śmiała, bo jak sie spłoszy to udaje sarenke-niemowę) i dużo śpiewa, często sama do siebie przy zabawie albo w drodze z przedszkola.

Homik natomiast uczy sie liczyć i zna już niektóre literki, umie tez się już podpisać i wiele innych rzeczy umie. Jest bardzo samodzielny i wesoły, chociaż czasem ma słaby dzień/poranek i wtedy jest troche trudno. No, ale to nie tylko z nim.

Wiosna przyniosła nam też trochę stresu i zmartwień. Najpierw Homik miał jakąś czarną serię, włączając w to spektakularny lot z drabinki w Milanówku, po którym nie wiadomo było czy jechać na urazówkę czy co. Ale jak stwierdziła Magda lekarka, dzieciom ciężko jest coś złamać ot tak, i faktycznie po pół godzinie już skakał na jednej nodze. W kwietniu natomiast mama skasowała na amen naszą dzielną Corollę...zagapiła się na Trasie Łazienkowskiej i trafiła samochody stojące w korku. Auto nie było może jakoś szczególnie pokiereszowane, ale ze względu na wystrzelenie poduszek, koszt naprawy był za wysoki i ubezpieczyciel orzekł szkodę całkowitą. Z przykrością więc pożegnaliśmy się z rolką i po miesięcznych poszukiwaniach przesiedliśmy się do Saaba 9.3 kombi. Mamy nadzieję, że będzie się sprawował równie dobrze, a może nawet lepiej :)

Mama poza tym strasznie dużo pracuje, w tzw. własnej firmie, ale ma sporo sukcesów. Np. bedzie w poniedziałek w Dzień Bodry TVN z Pozytywną Dyscypliną żeby reklamować i nagłaśniać prowadzony na Polak Potrafi projekt wydania PD po polsku. Dostała też unijne dofinansowanie na rozpoczęcie własnej działalności, ale przede wszystkim ma sporo klientek (i klientów) i czuje, że jej praca ma sens i jest ludziom potrzebna. I to jest super. Nie jest super to że gdyby mogła, to pracowałaby w kółko, z przerwami na sen :(

<tymczasem zrobił się lipiec>

No ale, najbardziej szalony ruch to była decyzja o zakupie biletów na szaloną środę do Belgradu. Namówili nas znajomi, akurat mieliśmy coś tam na koncie, no i poszło. Celem była jednak nie Serbia, ale Czarnogóra i jej wybrzeże, a konkretnie Ulcinji - czyli okolica z jedynymi nad bałkańskim Adriatykiem plażami piaszczystymi. Całość wycieczki mam zamiatr opisać oddzielnie w poście pt. Do Czarnogóry z dziećmi, no ale to mam nadzieję że zdążę do końca roku.

Jeśli chodzi o wakacje, to można powiedzieć, że były nadzwyczaj udane - najpierw dzieci spędziły tydzień u dziadków w Bielsku, potem troche kalapućkowaliśmy się w domu, a pod koniec lipca Mama z dziećmi i Babcią wyruszły do Łajsu na pograniczu Warmii i Mazur, gdzie było w sumie pięknie, cicho i nie było zasiegu. Mi się udało do nich dojechać na kilka dni i przywieźć ich na koniec do Warszawy.

W międzyczasie jeszcze prowadziłem doprowadzenie Saaba do stanu dobrego, ponieważ po zakupie potrzebne były pewne prace (o czym wczesniej wiedziałem, żeby nie było!).

Potem zaliczyliśmy szybkie wesele (bezwódkowe i wegetariańskie :) ) na którym dobrze sie bawiliśmy, po czym w te pędy ruszyliśmy do Piasków, 2 rok pod rząd. W Piaskach jak to w Piaskach: śniadanie, morze, rybka w Smakach..., kawa w kawiarni, kolacja. Aczkolwiek było kilka nowości, np. ta że zasuwaliśmy na plażę rowerami z Homikiem na holu z gumy samochodowej, dostaliśmy w prezencie od p. Bolka pysznego wędzonego leszcza i to że w tradycyjne już piaskowe urodziny Homika (5te) uświetniliśmy przejażdżką na motorówce po Zalewie. Poza tym było obrzydliwie fajnie i normalnie, chociaż widać, że z roku na rok ludzi tam przybywa.

Po tygodniu nad morzem zaliczyliśmy szybki przerzut przez dom, bo w sobotę byliśmy w domu, a w niedzielę rano wyruszyliśmy na południe dla odmiany. Było troche niezdecydowania co konkretnie robić, ale ostatecznie odwiedziliśmy dziadka Romana z okazji jego 95tych urodzin, po czym w poniedziałek rano pojechaliśmy w stronę bazy namiotowej SKPB Warszawa, gdzie spędziliśmy super tydzień w gronie dawno nie widzianych znajomych i których pewnie prędko byśmy w Warszawie nie spotkali. Dzieci zajmowały się sobą całe dnie w strumieniu i okolicznych krzakach, ognisko było dostępne 24h/dobę i zaliczyliśmy nawet wyprawę do parku linowego w Krywej i na basen do Wysowej. Nie można również nie wspomnieć o zdobyciu (raz) Rotundy, w pełnym składzie na własnych nogach! Noce były ciepłe, dni gorące, było po prostu super.

Po powrocie do Warszawy czekał nas tydzień dzieciakami w domu, i przy pomocy p. Oli musiliśmy im zapewnić rozrywkę, natomiast potem w sobotę nastąpiła urodzinowa impreza Homika, po czym on i mała Wu pojechali na tygodniowy "obóz" znów do dziadków w Bielsku, gdzie bawili się oczywiście wspaniale razem z Igorem, bratem ciotecznym. My natomiast spędziliśmy tydzień w domu na porządkach, odpoczynku, kolejnym weselu i na koniec odebraliśmy maluchy z Bielska, zaliczając przy okazji tzw. Setne urodziny fortepianu, które zorganizował mój tata (to długa historia ;) ). Program był więc niezwykle bogaty i przynajmniej ja odpocząłem bardzo!

<a tymczasem zrobił się wrzesień>

...lato, wakacje, urlopy za nami, przed nami rok, w którym Homik ma podręcznik do 5-latków a na horyzoncie zaczyna majaczyć szkoła i związane z nią rozterki. Ale o tym będą już następne wpisy! Tym razem już na pewno szybciej :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

dziękuję za komentarz!