23.07.2012

a może nad morze?

w tym roku udało nam się pojechać na tydzień letniej klasyki, czyli nad Bałtyk. klasyki, bo Mama za młodu zawsze jeździła na długo na nadmorskie kempingi no i zamarzyło się jej odświeżyć te wspomnienia. tylko że tym razem to on miała doglądać gromadki (no, dobra, dwójki, w tym jedno niechodzące) dzieciaków. jak pomyśleli, tak zrobili.

byliśmy przez tydzień w sarbinowie, to jest koło mielna taka miejscowość i wrażenia ogólne są takie:
  • pogody nie było. totalnie nie było pogody potrzebnej do opalania się nad morzem, chlapania w kałużach, pławienia przychówku (w osobie homika który wodę UWIELBIA). od przyjazdu były chmury, przerywane deszczem i rzadkimi (słownie: trzy razy) dłuższymi przebłyskami słońca spomiędzy chmur. do tego wiatr (no dobra, nad morzem w końcu bylismy), większy wiatr, fale, i zimny wiatr. nie dało się niestety wypuścić Homika na pełne wody i nie wyszalał się bidny tak jak marzyliśmy że się wyszaleje. może za rok..
  • morze jest fajne - w końcu w warszawie jednak nie poleżysz za parawanem (ok, za parawanem to akurat moge) gapiąc się na fale. tzn bez przesady, gapić to było się trzeba na Homika, żeby sie nie spławił do szwecji. fale są jednak cool, nawet jeśli jest zimno i nie można wejść do wody i przyjąć je na klate lub główkę (tzn. można, ale umówmy się, nie przy 17 stopniach i wietrze 4B)
  • miejscowości nadmorskie przypominają skrzyżowanie krupówek z wiejskim odpustem; jadąc wzdłuż głównej drogi/uliczki w sarbinowie, nie wiedziałem na co zwracać baczniejszą uwagę: na pokłady budzącego zdumienie badziewia na straganach, na porażającą brzydotę samych straganów czy na pieszych którzy mimo chodników (wąskich) wylewali się na środek drogi. tam gdzie chodników nie ma (poza centrum wsi) to juz zupełna bonanza i walka o życie (pieszego, bo auto jak wiadomo nie tak łatwo połamać). nie lepiej było w chłopach, tylko ciut lepiej w kołobrzegu (choć to duże miasto, to nadmorski bulwar też daje w ryj festiwalem wszystkiego z chin). do mielna, szczerze, bałem się pojechać. chyba bym nie wytrzymał :D
  • standard nadmorskich kwater: bida. ok, to generalizacja bo byliśmy tylko w jednej, a inny udostępniony do wglądu był fajny, ale to był tzw. OW. nie w tym sensie że drogo i brzydko, ale w tym że owszem pokój schludny, ale niby trójka a miejsca ciut-ciut, tyle co dla wczasowiczów którzy rano wstają i idą na plażę i wracają późnym wieczorem gdy jest piękna pogoda; co do pogody patrz pkt. pierwszy. no i do tego akurat w naszym "pensjonacie" nie było żadnego pomieszczenia wspólnego, w ogródku nie było miejsca żeby usiąść sobie wieczorem na powietrzu - mimo że duży to nie było ani pół ławeczki - więc zaplecze socjalne ;) nie istniało. do tego na wyposażeniu pokoju dwie szklanki i dwie łyżeczki do herbaty; no, i meble. nie wiem, może naiwny jestem, ale spodziewałem się nieco więcej ułatwień. ok, była lodówka i czajnik, na korytarzu. Mama pytała jeszcze o pokoje gdzieś indziej, i usłyszała od pani, że dzieci też mają głowy a ona liczy od głowy (dzieci: 2 miesiące i 2 lata) więc 200PLN sie należy. nie polecam
  • żeby nie tylko że źle to: piasek nad Bałtykiem jest CUDOWNY
  • jedzenie we wszystkich miejscach gdzie jedliśmy przynajmniej przyzwoite, w porywach do dobre, lub bardzo dobre. żadnych ryb wycieranych szmatą, zlewek i świństw. nawet obiady typu "obiad dnia" były smaczne i było ich wystarczająco
  • za 10PLN można kupić zajebistego latawca, który nie dość, że lata, to w dodatku nie łamie się przy pierwszym dzwonie w ziemię i nawet fajnie wygląda (jak ryj smoka. kolory fajne!). no i nad morzem latawiec to niezły fun, zwłaszcza przy 4B
  • mimo otoczenia ośrodków wczasowych, nie byliśmy narażeni na nocne dyskoteki itp. było w porzo
  • wakacje z dwulatkiem są wymagające psychicznie i fizycznie :) mimo czasowej asysty dziadków, jest to ciągła walka o swoje :) o to żeby zdążyć na obiad, śniadanie itp. nieustające negocjacje. no, ale mama ma to na codzień, więc nie narzekam :)
  • wakacje z dwulatkiem są super bo dwulatek jest super. zaczyna mówić, jest samodzielny i wszystko rozumie. a dzieki temu, że na urlopie jednak nie ma innych zadań pobocznych pt. pranie, sranie, zmywanie i praca to i z przebywaniem z dziećmi i rodziną zostaje sama radość. polecam :)
  • jeśli jedziesz na wakacje z dziadkami to warto żeby dziadkowie byli zaraz za ścianą. lub najdalej 50m od ciebie. bo inaczej są mało wykorzystywalni.
także ogólnie spoko, z małymi uwagami (do pogody :P). za rok będzie tylko lepiej!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

dziękuję za komentarz!